
Historia, jedna z wielu z życia „olejowców”, którą spisała reporterka TOK FM. Jej bohaterami są matka, pani Anastazja i syn Grzegorz, mieszkający i pracujący w odległym mieście.
Pani Anastazja zachorowała na raka. Długo nie przyznawała się do bólu i słabości, nie chcąc komplikować życia synowi, więc kiedy usłyszał w słuchawce telefonu, że ból jest tak wielki, że już nie chce się jej żyć, natychmiast pojechał do domu. Zastał matkę w stanie wycieńczenia, leżącą praktycznie od dwóch lat, z ogromną raną pooperacyjną, sączącą się i paskudzącą, mimo zmiany opatrunków. Leki nie skutkowały i nie łagodziły cierpienia. Grzegorz przesiedział przed monitorem wiele czasu, żeby na końcu sprowadzić dla matki olej RSO, za 850 zł, czyli dawkę na 1-2 tygodnie. Kurację olejem stosowali przez kilkanaście miesięcy. Rana się zagoiła, pani Anastazja odżyła, zaczęła wychodzić z domu, cieszyć się życiem na nowo. Nawet dezaprobata ze strony lekarza, który usłyszał o jej terapii, nie zdołała ją uprzedzić do oleju, bo na własnej skórze, dosłownie, odczuła jego kojące działanie. I to jest ta pozytywna strona historii pani Anastazji, której się nie spodziewała.
Chorzy w Polsce, dla których jedynym ratunkiem jest olej z konopi, walczą nie tylko z chorym ciałem, ale i chorym prawem. Żyją w ciągłym lęku przed bólem i przed policją. Grozi im więzienie, jakby nie było dość, że są już skazani na chorobę. 68-letnia Pani Anastazja, osoba głęboko wierząca i praworządna, mówi: „Ja wiem, że takie jest prawo, ale to jest złe prawo. Powinien ktoś nad tym pomyśleć i zmienić je”.